Kaukaz Azerski

Azerbejdżan to nie pustynie. A już z pewnością nie w rejonie Kaukazu!

Góry Kaukazu, które tak głęboko zaszły mi w serce, ciągną się od zachodniej Gruzji, aż po Morze Kaspijskie w Azerbejdżanie, jednak większość ludzi skupia się tylko na tym obszarze gruzińskim. To teraz kraj wybitnie popularny, łatwo dostepny, sprawdzony. Co roku wytyczane są nowe szlaki, organizowane wycieczki, łatwo znajdywalni przewodnicy. Za to o Kaukazie Azerskim nie wiadomo praktycznie nic.

Babadag na horyzoncie – kaukaskie krajobrazy są jednak podobne niezalenie od kraju

Zacznijmy od tego, że większość społeczeństwa uważa Azerbejdżan za jedną wielką pustynię, co jest karygodnym błędem – większość tego kraju jest zielona! Wystarczy udać się, tak jak ja, w podróż samochodem z góry na dół mapy i przekonać się naocznie. Natomiast północ Azerbejdżanu, na granicy z rosyjską częścią Kaukazu – Dagestanem, stanowią góry. I to nie byle jakie, bo ponad czterotysięczne ośnieżone szczyty, o które mało kto walczy, mało kto się zachwyca. A jest czym. Kaukaz nieznany, dziki, tajemniczy – tym razem naprawdę, nie tylko w cudzysłowiu.

Azerską część Kaukazu ugryźliśmy trochę od północy, a trochę od południa. Nie można tu mówić o całkowitej eksploracji, bo instytucja turystyki górskiej, szlaków i schronisk po prostu tam nie występuje. Nawet gorzej – by wejść w wysokie góry trzeba starać się o szereg pozwoleń, co zabiera nawet do 3 tygodni czasu…nam pozostało jedynie spróbować wejść tam, gdzie się możliwie da. Nasza trasa wiodła ze wschodu na zachód i odwiedziliśmy w ten sposób Hinalung, Lahicz oraz Szeki.

Hinalung

Hinalung przycupnęło na pagórku między kaukaskimi grzbietami

O tej wsi naczytałam się co nieco przed wyjazdem. Najwyżej położona wieś w Europie (o ile zalicza się Azerbejdan do Europy – raczej rzadko), jedna z najbardziej odciętych i autonomicznych. Do niedawna dało się tam dostać jedynie jeepem, jednak po zbudowaniu zaledwie parę lat temu asfaltówki, Hinalung jest na wyciągnięcie 4 kół zwyczajnego samochodu. Co nie znaczy, że ktoś specjalnie z tego korzysta, oprócz miejscowych. Jeśli gdzieś czułam się atrakcją samą w sobie to właśnie tam (no, nie licząc Lerik, również w Azerbejdżanie). Turyści nie mają pojęcia o czymś poza Baku, a co dopiero o jakiejś zagubionej wiosce wśród gór. Niesamowite jest to, że ta oto wieś, odcięta przez większość roku od świata ze względu na zalegający śnieg na drodze, wykształciła niesamowitą odrębność kulturową – własny dialekt (kecz) i religię (mniejszość żydowska). Już jadąc drogą wijącą się wśród wąwozów, szerokich dolin rzek i zielonych grzbietów kaukaskich czuje się, że jesteśmy w innym świecie.

droga do Hinalung wije się między pionowymi skalistymi ścianami

Wioska przycupnęła na niewielkim pagórku, bo inaczej tego nie można nazwać – masywy gór naokoło każą czuć się malutkim i nic nie znaczącym. Wjechaliśmy tam i nie mieliśmy nawet pojęcia co dalej – żadnych znaków, wskazówek. Zbiegły się do nas dzieciaki, dorośli mężczyźni-pasterze, obserwowali ze zbocza góry. Tylko dzięki napotkanemu przygodnie mężczyźnie udało nam się znaleźć nocleg – po prostu zabrał nas do swojego domu, gdzie jego matka nas ugościła kolacją, a spaliśmy we wspólnej izbie, udekorowanej dywanami na każdej ścianie. Chłopaki długo gadali – Josif zajęty był głównie rano gdy wypasał stada na hale i wczesnym wieczorem, gdy trzeba było je zgonić z powrotem. Jak się dogadali? Za pomocą google translatora…nawet azerski był tam ledwo rozumiany, ale WiFi nie miało problemu się przebić…

wnętrze azerskiej chaty, w której zostaliśmy ugoszczeni

Niesamowite było spacerować, a raczej gonić, za niezwykle silnymi dzieciakami, które postanowiły pokazać nam wieś, pełną zakamarków, suszącej się wełny, zaparkowanych GAZów. Wystarczy pójść kawałek w górę grzbietem (bo dróżek czy szlaków nie ma, idzie się gdzie oczy poniosą), by doświadczyć przepastności Kaukazu, zostawić wioskę w dole. Potem, gdy wracaliśmy, pasterze wesoło do nas zagadywali, a zewsząd dochodziły odgłosy stad – owiec, kóz, krów,osłów, koni…jest coś tak pierwotnego tu, na końcu świata. Coś, za czym się tęskni w duszne, zasmogowane wieczory w blokach, po całym dniu gonitwy. I jeśli gdzieś bije serce Kaukazu, to w miejscach, takich jak to, gdzie góry są faktycznie na wyciągnięcie ręki.

Lahicz

droga do Lahic

Na odbicie na Lahicz uparłam się wszystkimi kończynami, bo absolutnie urzekł mnie pomysł wejścia na Babadag, świętą górę Azerów, do której pielgrzymują przynajmniej raz do roku. Uparłam się tak bardzo, że tym bardziej rozpaczałam, gdy pomysł spalił na panewce, a raczej niestety położył się logistycznie – tak jak w Gruzji już panuję nad tym chaosem zwanym przerzucaniem się z miejsca na miejsce za pomocą taxi, marszrutek, busów, pociągów i autostopów, tak Azerbejdżan mnie przerósł. Jak ktoś mówi, że zawiezie, to nie znaczy, że dziś albo jutro, może przecież za tydzień. Próbowaliśmy podjechać do podnóża Babadag, by stamtąd uderzyć na szczyt, jednak pokonała nas rzeka, zalewająca prawie całe podwozie. Na to mógł poradzić tylko UAZ albo inne rosyjskie maszynowe ustrojstwo. Mieliśmy szczęście, bo po drodze podwieźliśmy starszego mężczyznę, który prowadził herbaciarnię na rozstajach (złożoną ze stołu, wiaty i paleniska). Gdy zawracaliśmy z podkulonym ogonem, powiedział że nas zawiezie jutro rano. Jednak mimo, że zerwaliśmy się o tej piątej, nagle się okazało, że zmienił zdanie…jednak był plus tej sytuacji – długo z nim rozmawialiśmy, o Azerach, o życiu tu. Poza tym napotkani na spacerze pasterze pożyczyli mi konia, a to zawsze plus ;). Istniał ponoć szlak łączący Babadag z Hinalung (jeśli popatrzeć na mapę to dzieli je zaledwie parędziesiąt kilometrów, jednak my samochodem musieliśmy zrobić ich grubo ponad 100), jednak obecnie jest on zamknięty dla swobodnego ruchu turystycznego i wymaga pozwoleń.

główna droga w Laihicz

I tu właśnie pojawia się miejscowość Lahicz, będąca punktem wypadowym Babadag. Kiedyś było to ogromne centrum snycerstwa i wszelkich wyrobów metalowych, obecnie nadal mnóstwo tam warsztatów, choć na potrzeby turystów. Same miasteczko składa się właściwie z jednej ulicy, bardzo ładnie odremontowanej, oraz warsztatów po jej bokach. Można tam znaleźć nie tylko wyroby metalowe, biżuterię, ale także zioła, tkaniny, czyli wszystko, co może zachęcić turystów. Na końcu znajduje się dość obszerny dom, gdzie da się coś zjeść i przespać (być może tam łatwiej się dogadać w sprawie transportu pod Babadag). Tam też spotkaliśmy pierwszych turystów, typowych bagpackerów z Danii, jednak nie nocowaliśmy tam, także nie udało się dłużej porozmawiać. Do Lahicz prowadzi fantastyczna droga, wijąca się po kanionie a potem przytulona do ogromnej ściany skalnej.

Szeki

karavanseraj

To drugie najpopularniejsze miasto w Azerbejdżanie, ze względu na zabytki. Jest tam faktycznie co zobaczyć – przepiękny pałac Szacha, mieniący się kolorami witrażowych okien i lusterkowych kafelków, stara cerkiew albańska, przekształcona teraz w muzeum (dopiero raczkujące), a to wszystko w obrębie twierdzy Szacha. No i karawanseraj, niesamowita przystań karawan, które kiedyś podążały tą drogą (Jedwabny Szlak), a w którym można bez problemu i całkiem tanio zanocować. Polecam też najlepszą knajpę w mieście, niedaleko od karawanseraju, o dźwięcznej nazwie Gagarin. Łatwo ją przegapić, ale tłumy miejscowych mówią same za siebie. Za niewielkim szyldem kryje się piękna przestrzeń z widokiem na góry i stolikami na świeżym powietrzu. Mają pyszne dolmy i inne smakołyki kuchni azerskiej.

Pałac Szacha

W Szeki spędziliśmy trochę więcej czasu, niż tylko na zabytkach. Postanowiliśmy liznąć trochę samych gór, co okazało się dość zabawnym przeżyciem, jako że ewidentnie nikt tych ciągot w tym kraju nie rozumie. Doczytaliśmy w przewodniku, że jest ścieżka prowadząca od hotelu na obrzeżach miasta na patronujący wysokością grzbiet górski o wysokości powyżej 2 tys. metrów. Świetnie! Idealnie na mały trekking i rozejrzenie się po okolicy. Szybko jednak nasz zapał został ostudzony przez lokalnych w okolicy hotelu – nie da się tam iść. Bo niedźwiedzie! Ale da się podjechać jeepem na górze. No to jak nie da się inaczej…nie mieliśmy szczęścia do pogody, bo góry na szczycie były zasnute mgłą, nie dane mi było cieszyć się widokiem ośnieżonych kaukaskich szczytów i tego chyba najbardziej żałuję, bo z tego co patrzyłam po zdjęciach widoki są niesamowite. My jedynie patrzyliśmy na stada koni, rozstawione namioty – miejscowi postanowili zorganizować jakieś atrakcje dla potencjalnych turystów, można było postrzelać z wiatrówki, wsiąść na konia. Dowiedzieliśmy się też o możliwych lotach paralotniami, ale na pewno nie w taką pogodę.

widok z ruin twierdz Gelersen-Gorasen

Trochę zrezygnowani zerknęliśmy na mapę i dzięki temu podjechaliśmy również do małej wioski obok – Kisz. Właściwie tak wygląda w ogóle jeżdżenie po Azerbejdżanie, podstawą są punkty na mapie, bo w przewodnikach jest niewiele o czymkolwiek. W Kisz udało nam się zwiedzić ciekawą cerkiew albańską, z całą wystawą tłumaczącą skąd Albańczycy w Azerbejdżanie – polecam naprawdę. Poza tym postanowiliśmy wdrapać się na ruiny twierdzy Gelersen-Goresen. Jakże musiało to być zabawne dla miejscowych, gdy nie mogliśmy jej znaleźć po 2 godzinach przedzierania się stromo do góry przez krzaki! Znów żadnej tabliczki, ani znaku…a twierdza okazała się być naprawdę niewielką ruiną jednej wieży, tuż obok drogi. Ale widok był faktycznie z niej ładny, tylko sama wieża jest bardzo zarośnięta.

Nie są to jedyne miejscowości w Kaukazie Azerskim, jednak patrząc na to, jak te najpopularniejsze są rozwinięte, nie robiłabym bogatych planów dotyczących trekkingu w tych górach. Jedynie od miejscowych można dowiedzieć się coś o drogach i miejscach, gdzie warto pójść – akurat są oni wyjątkowo mili, każdy napotkany człowiek chętnie zagadywał, pomagał, częstował jedzeniem. Jednak infrastruktury tam właściwie nie ma, co z jednej strony naprawdę czyni te góry niedostępnymi i tajemniczymi, a z drugiej ciężko faktycznie je eksplorować z przyczyn praktycznych. Robią więc one wrażenie, jak cały Kaukaz, ale raczej z dystansu, w porównaniu do dużo bardziej przystępnej (obecnie) Gruzji.

4 responses to “Kaukaz Azerski

  1. Byłam na Twojej prezentacji w Południku! Pięknie opowiadałaś – z przyjemnością się Ciebie słuchało. Kaukaz jest moim wielkim marzeniem, a Twoje zdjęcia i historie sprawiły, że chciałoby się tam teleportować.

    Pozdrawiam cieplutko

  2. Jak można pisać azerskiz Kaukaz !!!! To mało profesjonalne. A Hynalung nie jest najwyżej polozona wioską w Europie, ale w sumie w internetach tak piszą a później powielaja inni.

    • Dlaczego pojęcie Kaukazu Azerskiego jest mało profesjonalne? Nie jestem profesjonalistą a podróżnikiem a taki termin jest użyty ze względu na topografię. Jeśli chodzi o Hinalung to wszystko zależy jak zdefiniować pojęcie granicy Europa-Azja. Informacje o najwyżej położonej wiosce odczytałam również w Becho, w Tuszetii (2350 mnpm)…

  3. dzień dobry,
    Czy mogłaby Pani podac maila do siebie. Jestem nauczycielem akademickim (antropolog kultury) i zastanwiam się czy przyjełaby Pani zaproszenie na wykład dla moich studentów.
    Tomalski.

Dodaj komentarz