Ejlat całkiem dostępny

droga lądowa do Ejlatu z Tel Awiwu prowadzi przez pustynię Negev – warto choć w jedną stronę się przejechać, by doświadczyć pustki i przestrzeni

O Izraelu słyszałam mnóstwo opowieści i jest to jeden z najbardziej zaskakujących dla mnie krajów. Opisy zabytków Jerozolimy czy plaż Tel Awiwu nie wypełniły mojej ciekawości ludzi, zwyczajów i tego jaki Izrael naprawdę jest, a dokładnie jacy są, jak żyją zamieszkujący go ludzie. Podobnie było z Ejlatem. Naczytałam się jaki to kurort dla bogaczy, że właściwie nic tam nie ma i po co tam w ogóle jechać. Moje doświadczenia (dość różne, bo metodą prób oraz błędów zdobywane) opiszę dość dokładnie, ze względu na brak wyczerpujących dla mnie opisów dostępnych dla wszystkich.

Ejlat to miejscowość położona nad Morzem Czerwonym i jedyne miasto należące do Izraela nad tym zbiornikiem. Dokładnie jest to Zatoka Akabska – nazwa pochodzi od sąsiadującej Akaby, należącej już do Jordanii. Linię brzegową tej niewielkiej jak na Morze Czerwone zatoki dzielą ze sobą Egipt, Izrael, Jordania oraz Arabia Saudyjska. Izrael ma zaledwie 15 km linii brzegowej, ale wystarczająco by korzystać z jego uroków. A jest z czego.

KIEDY JECHAĆ

kurort kontrastów – góry i morze, pustynia i woda, za to palmy są wszędzie

My z powodu mojej pracy zdecydowałyśmy się na podróż do Ejlatu w dość ciężki czas po pod koniec czerwca. Wszyscy nam to odradzali i nawet zaprzyjaźnieni Izraelici ostrzegali przed upałami. Faktycznie temperatura w ciągu dnia osiągała po 40 stopni, a w nocy wcale nie spadała dużo bardziej. Pierwszego dnia trudno było się przestawić, bo gorąco aż zatykało. Ale…choć trudno w to uwierzyć, da się przyzwyczaić i po paru dniach funkcjonowanie czy leżenie na plaży nie sprawiało nam trudności. Ale w cieniu. Opalanie raczej odradza o dowolnej porze. Wieczorem, co było dla nas dużym zaskoczeniem, temperatura niewiele spadała, jedynie nie świeciło słońce. Wiał za to dość często silny wiatr i to bardzo gorący – wiatr z pobliskiej pustyni. To duża różnica z ożywczą bryzą wiejącą zazwyczaj wieczorami znad morza choćby w basenie Morza Śródziemnego. Z opowieści mieszkańców najlepszymi miesiącami są kwiecień, maj oraz październik, listopad, kiedy upały tak nie męczą. Z drugiej strony zaskoczyły nas pustki na plażach i względnie mało turystów (w porównaniu do kurortów polskich). Mogło mieć to związek z faktem, że czerwiec/lipiec nie są typowym sezonem dla tego regionu.

JAK DOTRZEĆ

figury ryb przed Muzeum Ejlatu i rzut oka na ścisłe centrum – miasto złożone jest głównie z hoteli i centrów handlowych

Jak dotrzeć do Ejlatu? My przyjechałyśmy spod Tel Awiwu autobusem, który potrzebuje około 5-6 godzin by przedostać się drogą lądową, głównie pustynną nad Morze Czerwone. Nie jest on drogi bo bilet wynosi około 70 zł. Wracałyśmy natomiast samolotem z lotniska Ejlat Ramon do Tel Awiwu, skąd leciałyśmy do Polski. Ceny nie są wygórowane (60 euro z bagażem rejestrowanym do 20 kg), a zdecydowanie jest to opcja wygodna bo samolot leci zaledwie 45 minut. Loty są parę razy dziennie, także bez problemu da się dobrać połączenie z samolotem powrotnym do kraju. Ważna (sprawdzona przeze mnie osobiście…) informacja – koniecznie trzeba sprawdzić lotnisko z którego i do którego się leci! Z Warszawy można do Ejlatu dostać się bezpośrednio samolotem z Warszawy Modlin, ale na lotnisko Ovda, położone 60 km od Ejlatu. Natomiast loty krajowe do Tel Awiwu obsługuje lotnisko Ejlat Ramon odległe około 20 km. I tu niespodzianka – w Ejlacie na środku miasta widać pas startowy i mały port lotniczy. NIE DZIAŁA. Jest to stare lotnisko, na które trafiłam, bo myślałam że właśnie stamtąd lecimy do Tel Awiwu. Wydawało się to logiczne…ale logika zawodzi. Za to brak informacji może być opłakany w skutkach – na szczęście taksówka potrzebowała zaledwie 15 minut na dojazd do Ramon, a ponieważ jest to niewielki port to udało się nam zdążyć na samolot.

GDZIE SPAĆ I JEŚĆ

wnętrze fantastycznej knajpki lokalnej Branja, znajdującej się tuż przy centrum – pyszne jedzenie i fajna atmosfera

Ejalt jest osobliwym miasteczkiem, bo składa się głównie z hoteli i centrów handlowych. Myślałam na początku, że jedno implikuje drugie, ale nie do końca okazało się to prawdą. Dopiero poznane Izraelitki wytłumaczyły mi, że w Ejlacie można zrobić bardzo tanie zakupy, szczególnie w okresie letnich wyprzedaży, a ceny są dużo niższe niż w reszcie kraju. To prawda, zaskoczyło mnie że ubrania czy buty kosztowały tyle co w Polsce. Marki są przeróżne, od tych najbardziej znanych do lokalnych. Centra handlowe, których jest co najmniej pięć i dorównują wielkości tym znanym z dużych miast w Polsce, oblegane są również w południe, gdy jest nie do wytrzymania gorąco – wszyscy gromadzą się dla klimatyzacji (mówię całkiem serio). Ludzie najczęściej wychodzą na plażę wcześnie rano i późnym popołudniem.

widok z tarasu Custo Guesthouse – baseny i wykładzina trawnikowa świetnie kontrastuje z pustynną okolicą; zielono jest tylko tam, gdzie podłączone jest nawadnianie

Jeśli chodzi o zakwaterowanie to wcale nie jesteśmy zdani na drogie hotele. Niby wynikało to z moich wcześniejszych lektur dotyczących Ejlatu, ale ja bez trudu znalazłam na bookingu bardzo przyjemną kwaterę typu guesthouse z czystym pokoikiem z łazienką i dużą wspólną kuchnią (można spokojnie samemu gotować). Ponadto koniecznie spory basen. Ceny nie były wcale powalające (około 1100 zł za 4 noce na dwie osoby), a nie był to najtańszy taki obiekt, także można spokojnie zejść z tej ceny. Warto szukać czegoś blisko morza, ale Ejlat jest naprawdę niewielki (choć położony na zboczu gór), także wszędzie jest względnie blisko, a gdzie nie jest aż tak bardzo to można dotrzeć dobrze zorganizowaną i często kursującą (nawet w Szabat) komunikacją miejską (koszt biletu jednorazowego to 4,80 NIS). Szczególnie przydaje się, gdy chcemy zwiedzić różne plaże Ejlatu.

Miasto ma rozbudowaną ofertę sklepów typu supermarkety (część czynne 24 h w tym w Szabat), jednak brak suków i targowisk (trudno kupić np. świeże owoce). Knajp jest dużo, my znalazłyśmy przypadkiem jedną – Badejra – i pozostałyśmy jej wierne do samego końca naszego pobytu pierwszy raz zdarzyło mi się jeść tyle czasu w jednym miejscu). Menu było bardzo ciekawe, świetny klimat i bardzo smaczne jedzenie. Ceny w knajpach niestety są wysokie, jak w całym Izraelu – jednodaniowy obiad dla dwóch osób to koszt około 120 NIS…zawsze zostaje jednak opcja gotowania samemu.

AKTYWNOŚCI

zajęcie na cały dzień zapewnia fauna i flora morska, która zupełnie nie boi się ludzkich obserwatorów

Kogo zatem Ejlat zachwyci? Jakie skarby kryje? Na pewno żądni zabytków, kultury czy historii nie znajdą tu nic ciekawego. Choć i to nie do końca – położenie Ejlatu między Jordanią a Egiptem pozwala na wypady do jednego i drugiego kraju (są organizowane wycieczki między innymi przez biuro Tourist Israel do Jordanii w celu zwiedzenia dość niedaleko położonej Petry i Wadi Rum, a nawet do Egpitu by zobaczyć piramidy). Także potencjał do zwiedzania jest, choć bardziej nastawiony na cuda natury – niedaleko Ejlatu, zaledwie 20 km na północ, znajduje się Red Canyon, położony między czerwonymi pustynnymi górami. Nie polecamy jednak wycieczki tam w ekstremalny upał – ledwo dało się wytrzymać w samym mieście, a co dopiero między rozgrzanymi skałami…

większość plaż jest kamienista lub lekko skalista, więc potrzebne są specjalne buty do chodzenia i pływania – jedynym wyjątkiem jest piaszczysta plaża miejska, ale nie ma tam rafy

To z czego słynie Ejlat to morze. Niewielki dostęp do Morza Czerwonego pozwolił na dostęp do wyjątkowego cuda natury – rafy koralowej. Samo morze jest ciepłe i szczególnie przyjemne podczas panującego dużego upału. Temperatura wody pozwala na ciągłe przesiadywanie w morzu, a jednocześnie przynosi ulgę. Podczas tego wyjazdu odkryłam również swoją nową pasję – snorkeling. Ejlat jest mekką nurków, jednak jeśli ktoś nie czuje się na siłach próbować pływania w głąb z butlą, za fantastyczną alternatywę służy pływanie z maską. Pozwala to na niekończące się obserwowanie i zwiedzanie „lasów” raf koralowych i jednocześnie przyglądanie się, jak na wodnym safari, wszystkim zwierzętom zamieszkującym rafę i okolice. A jest czemu! Niezliczone rybki o tęczowych barwa, większe i mniejsze, całymi stadami, a gdy ma ktoś szczęście to i ciekawsze stworzenia, takie jak płaszczki, mureny czy krewetki. Nie ma również dużego z ich strony zagrożenia typu parzące meduzy czy rekiny, więc wszyscy pływają swobodnie. Rafy są już przy brzegu więc nie trzeba odpływać daleko. Maskę można zakupić za niewielkie pieniądze w wielu sklepach miasteczka.

góry po drugiej stronie zatoki to już Jordania – przez cały dzień można obserwować zmianę ich koloru, najpiękniej wyglądają jednak wieczorem, najpierw czerwone a potem fioletowe, kontrastujące z kolorem morza

Ejlat zdecydowanie stoi plażami i przyświeca tu idea, że dostęp do morza jest bezpłatny. Dodatkowo nawet na „dzikich” plażach były zainstalowane zadaszenia z płótna, bo prawdą jest, że nie da się tam siedzieć na słońcu (mimo filtra 50 nabawiłam się kilku „przysmażeń”, a siedziałam głównie w cieniu). Nawet jeśli jest knajpa lub zorganizowana plaża z parasolami i leżakami, to nie pobiera się opłat za dostęp do morza, jedynie leżaki czy serwis typu jedzenie, picie. Na zorganizowanych plażach są zazwyczaj prysznice ze słodką wodą, WC. Trudno oceniać jakość rafy czy samych plaż bo każda była inna.

główna plaża miejska, znajduje się przy centrum handlowym, są parasole z leżakami, ale w cieniu można siedzieć tylko po zakupie miejsca na leżaku (20 NIS/leżak/dzień). Wejście do morza jest bardzo piaszczyste i klarowne, jednak brak rafy. Ponadto nie wieje wiatr od morza, przez co jest bardzo gorąco. W to miejsce przychodzą też często młodzi ludzie włączając muzykę z własnych głośników. Leżaki zwijają koło 19.00, ale można siedzieć dalej na piasku.

Princess Beach i Snuba Beach, dwie typowe dzikie plaże, położone tuż przy granicy z Egiptem. Obie charakteryzują się ciekawą rafą przy brzegu i kamienistym zejściem (konieczne buty wodne do wejścia i pływania). Przy Princess Beach jest prysznic i możliwość wykupienia leżaka oraz są dwa mola, gdzie można zejść do wody. Trochę dalej za nimi jest już wyjątkowo spokojnie; na Snuba nie ma już żadnych udogodnień, ale rafa jest dość ciekawa, choć w dużej mierze wymarła. Wciąż jednak kręci się mnóstwo ryb, a ludzi jak na lekarstwo. No i nieograniczona czasowo.

zatoka delfinów to miejsce gdzie bez obawy o dobro zwierząt można obserwować te fascynujące ssaki

Dolphin Reef, plaża jest piękna choć niewielka, dzięki mnogości zieleni i udogodnieniom, typu prysznic, WC, sklep, knajpa, miejsca do odpoczynku na piętrze drewnianej konstrukcji, piękne molo. Wejście jednak kosztuje 70 NIC i jest jedynie mały fragment rafy. Za to można podziwiać aktywność delfinów. Czynna 9.00-19.00 (w niedziele do 17.00).

Migdalor Beach, chyba mój faworyt, rafa jest bardzo rozbudowana w formie labiryntu, mnóstwo ryb i życia wodnego. Poza tym bardzo przyjemna knajpa, z której dobiega sympatyczna wakacyjna muzyka. Knajpa czynna jest od 9.00 do 17.00 a bar do 20.00, jednak można siedzieć nad morzem do woli (koło 19.00 zwijają tylko parasole i krzesła). Stoliki są prawie nad samą wodą. Dużo zejść do rafy, naprawdę jest co robić.

długie, wygodne i dobrze zaprojektowane molo pozwala obserwować delfiny w zatoce, a przypływają one chętnie

Jeśli komuś jednak nie wystarczy wrażeń, bardzo gorąco polecam Dolphin Reef. To było moje wielkie marzenie, pływać z delfinami, jednak sprzeciwiałam się sposobowi, jaki był promowany na świecie. Nie interesowało mnie zmuszanie zwierząt do pływania z ludźmi w sztucznym basenie czy obserwowanie ich sztuczek. Pod tym względem zachwyciła mnie idea rozwijana w Ejlacie – rodzina delfinów zamieszkuje zatokę przygotowaną pod nie, jednak mają one ciągłą możliwość wypływania na otwarte morze, jeśli tylko chcą. Poza tym są karmione minimalnie, stąd nadal rozwijają instynkty polowania, gdyby chciały kiedyś odpłynąć na zawsze. Gdy ma się chęć poznać te zwierzęta bliżej, jest możliwość nurkowania lub pływania z maską w obecności (jeśli będą tego chciały, nie wolno ich dotykać) tych zwierząt Delfiny nie są w żaden sposób zwabiane czy zmuszane do kontaktu z człowiekiem. Istnieje ryzyko, że się ich nie zobaczyc jednak zazwyczaj pojawiają się choć na chwilę, żeby sprawdzić, kto zawitał w ich domu.

otoczenie zatoki delfinów jest niezwykłe jak na plaże Ejlatu – prawdziwa dżungla zieleni i różnych zwierząt (kury, pawie, koty)

Cena takiej opcji jest wysoka bo 290 NIS za 30 minut + 30 minut treningu z maską (lub nurkowania) przed. Ale absolutnie uważam, że warto. Pływałam w grupie 3 osób (w wodzie były obecne tylko dwie grupy jednocześnie). Opiekowała się nami przewodniczka, pokazująca ciekawe elementy i dobrze przygotowująca do pływania. Dostaliśmy cały sprzęt łącznie z piankami. Miałyśmy wyjątkowe szczęście – delfiny pojawiały się dość często i obserwowałyśmy nawet ich zaloty! Wywarło to na nas olbrzymie wrażenie – to jak oglądać film przyrodniczy na żywo. W cenie pływania z maską jest też wstęp nad zatokę, więc można tam siedzieć cały dzień. Mnie fascynowało oglądanie tych zwierząt, ich zachowań, interakcji z opiekunami (ewidentnie ich lubiły i przypływały po porcję głasków). To była idea, którą warto wspierać.

Podsumowując – Ejlat nie zachwyci wszystkich, ale miłośników morza, snorkelingu i plaż – na pewno. Nie jest też tak drogi, jak się wydaje, a otwiera sporo możliwości do eksploracji okolic, również poza Izraelem. Na pewno można tu świetnie spędzić beztroskie wakacje pod słońcem i w morzu.

na tym wyjeździe odkryłam snorkeling i wszyscy miłośnicy pływania z maską będą w Ejlacie zachwyceni

Dodaj komentarz