Dzień 2. Powitanie Ushby – Baki Pass

żegnając pierwszy gościnny dom w Etseri wraz z Tonym

żegnając pierwszy gościnny dom w Etseri wraz z Tonym

Spaliśmy wszyscy jak kamień. Nic dziwnego, bo raz, że na podłodze (ale wcale nam to nie przeszkadzało), a dwa że po dniu niesamowitych wrażeń oraz samolotowej nocy. Obudziliśmy się wraz ze słońcem. Po odsunięciu zasłon ukazała nam się piękna panorama wprost na naszą dzisiejszą trasę. Górską przygodę czas zacząć!

wędrówka w stronę Baki Pass

wędrówka w stronę Baki Pass

Zwlekliśmy się dość opornie, bo mięśnie dawały o sobie znać. Jeszcze nie przywykliśmy do obijania ich gdziekolwiek oraz wysiłku. Czekał nas prawdziwy kop w postaci wielu kilometrów wzdłuż i wzwyż. Schodząc do jadalni słyszeliśmy poranną krzątaninę gospodarzy – wybierali się do szkoły w Mazeri, gdzie uczyli oboje angielskiego. Nic dziwnego, że dzieci w okolicy po rosyjsku nie rozumiały za wiele, za to z angielskim szło dużo łatwiej. W ogóle zauważyliśmy już wtedy i przez całą naszą wędrówkę, że życie we wsiach (miastach w sumie też) ożywało dopiero koło godziny 10.00. Wtedy też dzieci szły do szkoły.

zostawiamy Pasmo Swaneckie i Etseri w tyle

zostawiamy Pasmo Swaneckie i Etseri w tyle

Poranek uczciliśmy naszym stałym menu – kaszką mleczno-ryżową z musli. Jest bardzo bezproblemowa do noszenia (na cały wyjazd starczyły nam 4 paczki), nie gniecie się, jest lekka i nie zajmuje dużo miejsca ani wagi. Ideał. Okazało się potem, że ma jeszcze jedną zaletę – nie ciąży na żołądku, szczególnie gdy protestuje on z powodu innej kuchni i wody…Ponadto naprawdę długo „trzyma”. Do wczesnego popołudnia nie czuć głodu w ogóle, a gdy dodatkowo przegryzie się coś energetycznego po drodze, to do wieczora da się przetrzymać z głównym posiłkiem.

domki pasterskie

domki pasterskie

Chwilę jeszcze pogadaliśmy z naszym kanadyjsko-gruzińskim gospodarzem Tonym, głównie o pogodzie (sprawdził w stacji pogodowej, że ma być ciepło i słonecznie przez najbliższe dni), mapach i trasach w okolicy oraz na co uważać. Zapakowani po komin i nastawieni bardzo bojowo ruszyliśmy na szlak.

Na początku wiódł nas on w górę wioski, tak jak wybraliśmy się na spacer wczorajszego wieczora. Słońce od początku przypiekało radośnie, pot szybko zaczął lać się strumieniami. Plecaki jednak ważyły swoje – wraz z całym sprzętem przypadało po ponad 20 kg na osobę. Już na pierwszym postoju wrzuciliśmy krótkie spodnie i zaczęliśmy smarować się filtrami. Trzeba było też głowy osłonić przed rażącym słońcem. Otaczały nas góry, góry i góry. Przeogromne, obezwładniające. Oddychaliśmy przenikliwym wysokogórskim powietrzem jak ambrozją – dziś mieliśmy wejść na wysokość równą prawie Rysom, aż 700 metrów przewyższenia. Sporo jak na pierwszy dzień, ale w tych regionach to norma – no i trasy z przełęczami są jakie są…

cześć Ushba!

cześć Ushba!

Dreptaliśmy długim, wnoszącym się trawersem, prowadzącym nas do przełęczy Baki Pass, skąd mieliśmy zbiegać do miejscowości Mazeri. Po drodze mijaliśmy domki pasterzy, mnóstwo pasących się wszędzie krów. Szybko zorientowaliśmy się że, 1,5 litra na głowę wody to było zdecydowanie za mało. Nie w palącym słońcu i z ciężkim plecakiem. Na dodatek nie było co liczyć na dopełnienie butelek ze strumienia, bo ryzyko rewolucji żołądkowej było zbyt wysokie. Krowy.

nareszcie na przełęczy

nareszcie na przełęczy

Mozolnie wdrapywaliśmy się na przełęcz, a była to dopiero zapowiedź nadchodzących nas wyzwań. Wraz ze wzrostem wysokości ukazywały nam się szczyty górskie – zapowiedzi widoków po drugiej stronie grzbietu. Powitała nas Ushba, piękny podwójny ponad czterotysięczny szczyt, który miał nam towarzyszyć prawie przez cały wyjazd, prawie się o niego ocierając lub majacząc gdzieś w oddali. Z naszej perspektywy widzieliśmy tylko jeden, południowy wierzchołek.

w dół kolorowym wzgórzem

w dół kolorowym wzgórzem

Z samej przełęczy widok był daleki i niesamowicie czysty. Mogliśmy podziwiać naszą jutrzejszą trasę (i napawała nas niezłym przerażeniem – bardzo daleko i bardzo wysoko), ale też i dalsze pasma górskie. Z lewej trony witały ostre, ośnieżone szczyty Kaukazu Wysokiego. Ushba prezentowała się w całej okazałości, strasząc złowrogim ciemnoszarym kolorytem, spowodowanym kłębiącymi się nad nią chmurami. W dole rozciągała się przepastna dolina z miejscowością Mazeri. Malutkie domki sprawiały bardzo odległe wrażenie, co trochę nas zbiło z pantałyku, bo jeszcze dziś mieliśmy tam dojść. Słychać też było szum, jak się szybko okazało wodospadu (Becho falls), tak dużego, że widać go i słychać było nawet z przełęczy.

widać jutrzejszy cel - Guli Pass oraz w dole Mazeri

widać jutrzejszy cel – Guli Pass oraz w dole Mazeri

Ruszyliśmy dziarsko w dół, trochę spragnieni, ale zachwyceni dla odmiany wielokolorowymi drzewami i krzewami napotykanymi po drodze. Jesień powoli obejmowała te tereny w swoje wielobarwne władanie. Bardzo przypominało to nam Polskę i kolorowe wrześniowe lasy. Dodatkowym atutem okazały się jagodziny, pełne słodkich owoców. Nie sposób było przejść obojętnie! Po kawałku podchodzenia na niedalekie wzgórze, zeszliśmy na bardzo malownicze wypłaszczenie z jeziorkiem. Strasznie się nam to miejsce spodobało – idealne na nocleg! Piękna panorama, woda, no i trochę krów…niestety, te ostatnie przekreśliły nasze nadzieje. Jak zwykle brak czystej wody (jeziorko było tak zabłocone, że nawet przegotowana nie nadawałaby się do picia).

nasze kolejne przygody w postaci łańcuchów górskich na horyzoncie

nasze kolejne przygody w postaci łańcuchów górskich na horyzoncie

Musieliśmy jednak opuścić piękną miejscówkę i, już pod chmurami, schodziliśmy dalej do wciąż odległego Mazeri. Droga zrobiła się ekstremalnie stroma i zamieniła się właściwie w niewielką ścieżynkę w lesie. Kolana protestowały – na dodatek czasem ciężko było odnaleźć szlak w gąszczu. W końcu jednak wylądowaliśmy na porządniejszej drodze zwózkowej, przeoranej maszynami, która poprowadziła nas wprost do miejscowości. W samą porę, bo zrobiła się godzina 18.00 i wieczór.

wyjątkowo panoramiczny nocleg z pięknym widokiem na Ushbę

wyjątkowo panoramiczny nocleg z pięknym widokiem na Ushbę

Nie mieliśmy koncepcji gdzie zanocować – w namiocie nie bardzo, bo wieś, a guesthousów i serdecznych gruzinów jakoś nie było widać. Weszliśmy więc na chybił trafił do pierwszego domu – byliśmy naprawdę zmęczeni, odwodnieni i głodni. To przecież nasz pierwszy dzień w górach! Akurat na progu jednego z tradycyjnych gruzińskich domów stała gospodyni. Ciężko było się dogadać w sprawie noclegu, bo nie mówiła zbyt po rosyjsku, ale jakoś się udało i dostaliśmy możliwość rozbicia namiotu . W samym domu widać było jedną wielką izbę z piecem, na której pozwolili nam nagrzać wody. Dość ciekawie wyglądała całkiem porządna łazienka, w której ciągle ciekła woda. Z przyzwyczajenia zakręciłam ją i to był błąd, bo przez to woda się skończyła…

Ushba mówi dobranoc!

Ushba mówi dobranoc!

Okazało się, że dopływ wody do łazienki jest z pobliskiego strumienia, i ze względu na jej ciśnienie, jeśli się ją zakręci to wtedy pęka wąż doprowadzający. Nie wiem jak Grześkowi udało się dogadać z gospodarzem jak to działa, jednak po pewnych pertraktacjach wyciągneliśmy power tape i strategiczny wąż został naprawiony. Zostawiliśmy gospodarzom taśmę, bo nie mieli takiej i bardzo im się przydała, mieliśmy w zapasie jeszcze jedną. No tak, nie mieliśmy pamiątek z Polski to chociaż to…

Szybko ogarnęliśmy kwestię noclegu i zabraliśmy się za obiad, niestety dziś w postaci liofilizatów. Muszę przyznać, że nie są one złe, choć daleko im do domowego jedzenia. Nakupiliśmy dużo różnych smaków, więc każdy znalazł coś dla siebie. No i odpadało przygotowywanie, krojenie, noszenie ciężkich składników – przy takim wysiłku naprawdę nie chciało nam się nic robić, tylko spać. Najedzeni, wpakowaliśmy się pierwszy raz do mojego namiotu, który na 3 osoby okazał się trochę przymały, ale za to przytulny. W każdym razie nikt nie wystawał, a dzięki dwóm przedsionkom pomieściliśmy rzeczy. Ushba zaświeciła się na różowo na dobranoc, zapalały się gwiazdy nad Guli Pass, naszą misją na jutro…

Dzień 3

1 responses to “Dzień 2. Powitanie Ushby – Baki Pass

  1. Pingback: Dzień 1. Marszrutka to nie pojazd, to styl życia | Dusza Śpiewa·

Dodaj komentarz